Chiny mogą się poszczycić największą liczbą Internautów, ale to właśnie w Chile – znacznie mniejszym kraju na południe od równika – e-handel rozwija się najlepiej. W czasach zaburzonej stabilności gospodarczej w krajach wysoko rozwiniętych przedsiębiorcy poszukują swojej szansy na rynkach rozwijających się i trafiają między innymi na zachodnie wybrzeże Ameryki Południowej –  nie fizycznie, a wirtualnie.

Zamiast angażować się w długoterminowe inwestycje związane z budową infrastruktury – sklepów czy magazynów, spółki takie jak amerykański Wal-Mart Stores, Gap czy francuski Louis Vuitton Moët Hennessy coraz częściej decydują się na internetową formę sprzedaży. Chiński rynek online jest szacowany na 23 miliardy dolarów, co daje mu drugie pod względem wielkości miejsce na świecie – zaraz za Stanami Zjednoczonymi. W rankingu A.T. Kearney, firmy doradczej specjalizującej się w wejściach na rynkiwschodzące, Chiny zajmują pierwszą pozycję w e-handlu. W przeciwieństwie do Chin, chilijski rynek online jest mniejszy i jego wartość wynosi niecałe 750 milionów dolarów. Ma on jednak inne zalety, które kuszą przedsiębiorców.

Przede wszystkim wskaźnik aktywności zakupowej chilijskich internautów jest bardzo wysoki. Podczas gdy w Chinach na dziesięć osób korzystających z Internetu tylko co trzecia robi zakupy online, w Chile ten wskaźnik jest ponad dwa razy wyższy – siedem z dziesięciu osób kupuje w sieci. Specjaliści z A.T. Kearney nazywają Chile klejnotem e-handlu, gdyż przeciętne gospodarstwo domowe posiada cztery karty kredytowe i wydaje online 158 dolarów rocznie. Stwarza to olbrzymi potencjał docierania do klientów chilijskich drogą internetową. W Chinach na taką samą kategorię wydatków gospodarstwa domowe przeznaczają każdego roku średnio tylko 17 dolarów.

Ponadto Chile cieszy się dobrze rozwiniętą infrastrukturą technologiczną, co jest dodatkowym argumentem zachęcającym zachodnie spółki do wchodzenia na południowoamerykański rynek online. Z tych zalet korzystają już dwie krajowe spółki – Falabella i Cencosud, które zdominowały e-rynek posiadając w nim 39% udziału. Równocześnie Wal-Mart obsługuje 20% internetowego rynku w Chile i zapowiada, że w przeciągu pięciu lat wywalczy najsilniejszą pozycję.

Wizja sprzedaży internetowej w Chile wydaje się kusząca. Nie można tylko zapominać, że aby konkurować na rynku lokalnym międzynarodowy koncern nie tylko musi dobrze rozumieć potrzeby klientów w poszczególnych regionach, ale przede wszystkim powinien oferować im coś wyjątkowego. Ciekawe jak poradziłyby sobie z tym zadaniem polskie przedsiębiorstwa?