Każdego roku w okresie przedświątecznym w mediach pojawiają się informacje o zbiórkach jedzenia dla najuboższych, organizowanych przez banki żywności. W supermarketach spotkać można wolontariuszy, którzy zachęcają do kupna i oddania potrzebującym najbardziej podstawowych i trwałych artykułów spożywczych. Okazuje się, że w Stanach Zjednoczonych z pomocy banków żywności korzystają również… studenci. Nawet tacy, którzy pobierają nauki na dobrych, a co za tym idzie drogich uczelniach. Kim są i dlaczego potrzebują wsparcia tego rodzaju instytucji?

To ciekawe zjawisko opisała na łamach CNN Money Katie Lobosco. Osobą, która regularnie korzysta z usług takiego banku jest 21-letni Tony Duong z Uniwersytetu Kalifornijskiego, studiujący biochemię i biologię molekularną. Dzięki dobrym ocenom otrzymuje stypendium pokrywające czesne w wysokości 12 tys. dolarów. Pozostałe koszty związane z utrzymaniem, takie jak wydatki na książki, opiekę zdrowotną czy czynsz, Tony pokrywa ratując się pożyczkami.

Ale i te czasem nie wystarczają. Gdyby nie bank żywności, Tony nie byłby w stanie utrzymać się na studiach. W 2011 roku jego uczelnia przeprowadziła badania, których wyniki okazały się szokujące. Prawie połowa badanych studentów, aby zaoszczędzić opuszczała posiłki kilka razy w miesiącu, a 23% robiło to co tydzień. Uruchomienie banku żywności pomogło znacznie ograniczyć liczbę niedojadających żaków. Placówka jest otwarta trzy dni w tygodniu, a z jej usług korzysta około 2000 studentów rocznie.

W USA banki żywności funkcjonują przy uczelniach publicznych, m.in. na Michigan State University, University of Missouri czy Stony Brook University. Przyciągają one nie tylko młodych studentów takich jak Duong, ale również tych, którzy na uczelnię wracają po latach przerwy. Lisa Flores, studentka Durham Tech jest po czterdziestce, ma dwie córki i ponad 25-letnie doświadczenie w obsłudze klienta. Postanowiła dokształcić się, ponieważ bez dyplomu mogła liczyć jedynie na pracę w niepełnym wymiarze godzin i za płacę minimalną. Z kolei 31-letni Benjamin Frankel posiada dyplom wyższej uczelni z technologii medycyny nuklearnej, a mimo to nie mógł znaleźć pracy przez prawie rok. On też musiał podjąć decyzję o dalszej nauce. I podobnie jak Duong oraz Flores, korzysta z banku żywności.

W ciągu ostatnich 6 lat, w USA otwarto przynajmniej 100 takich placówek działających na stałe przy uczelniach. Według jedynych dostępnych danych, w 2008 roku było ich zaledwie… cztery. Jak podkreśla Casey McGloin, jedna ze współzałożycielek banku w Stony Brook University, tego rodzaju placówki zapewniają jedynie doraźną pomoc, a nie rozwiązują istniejący problem. Jej zdaniem odpowiednie instytucje powinny zająć się rosnącymi kosztami czesnego i najmu. McGloin ma nadzieję, że coraz większa liczba i popularność banków żywności przełoży się na zainicjowanie reform na szeroką skalę. Ciekawe ilu polskim studentom potrzebna byłaby taka pomoc…